Monday, July 2, 2012

o sile spokoju

...czyli jak to się stało, że jestem kwiatem lotosu na tafli jeziora czy innym mistrzem zen.



Jakiś czas temu zauważyłam, że wiele osób mówi mi, że jestem bardzo spokojna i opanowana. Przyjaciele mi to mówią, rodzina mi to mówi, nawet nauczyciele tak twierdzą, więc coś w tym musi być. Faktycznie, ciężko jest mnie wyprowadzić z równowagi czy zdenerwować, ale nawet mnie samą zastanawia jak to się właściwie dzieje? Ostatnio nie śpię po nocach - idealny moment żeby to rozgryźć.


Dochodzę do wniosku, że to prawdopodobnie kwestia ogólnego podejścia do sprawy. Ludzie często nie rozróżniają źródeł stresu i wszystko irytuje ich tak samo, przy czym niektóre rzeczy bardziej. A tutaj a kuku, wystarczy rozejrzeć się dookoła, żeby dostrzec, że nieumyte naczynia są dużo mniej stresującym elementem niż brak pieniędzy na najbliższy miesiąc. Nierozróżnianie tak prostych spraw to w sumie ekstremum, ale też się zdarza.

Ponadto, moja filozofia życiowa twierdzi, że jeśli JA stracę cierpliwość, to znaczy, że już cały świat oszaleje. To się świetnie sprawdza w grupie, na przykład na zajęciach - może i źle robię jako akumulator, ale: a) w sumie czuje się wow, kiedy ludzie mnie za to podziwiają; b) przecież nie zacznę świrować bo nagle pracy narobiło się za dużo. Nie ma rzeczy niemożliwych, o ile przyjmie się je ze spokojem. Plus, spokój i opanowanie zawsze jest w dobrym guście. To trochę jak z małą czarną albo perfumami od Chanel. Zawsze imponowały mi osoby, od których bije spokój, więc zwyczajnie uważam, że tak jest lepiej. 

Chyba jedyny minus tej sytuacji jest taki, że moja postawa może czasami sprawiać wrażenie, że wiele rzeczy olewam. Przyznaję - olewam jakieś 40% tego co się dzieje, bo zwyczajnie i zupełnie subiektywnie uważam to za błahostki, przy czym ok. 50% z tego to faktycznie pierdoły. No, i mimo wszystko, to chyba fakt dla którego dogaduję się z dużą ilością osób. Tak czy inaczej, częściej zdarza się jednak, że ludzie myślą, że coś ignoruję, ale ja to naprawdę przeżywam... tylko na swój sposób.

Być może złą stroną jest też to, że właściwie nie potrafię się dobrze zdenerwować. Z wiekiem mi przeszło? Sama nie wiem. Chciałabym czasem ze złości coś rozbić albo pójść na siłownie i nawrzucać jakiemuś bogu ducha winnemu workowi treningowemu, ale zwyczajnie nie potrafię. Wolę usiąść, skrzyżować nogi, zamknąć oczy i wziąć głęboki oddech. Albo zrobić sobie herbatkę. Albo jeszcze coś innego...

4 comments:

  1. haha... no to ci zazdroszczę tego @_@ ja mam tak, że też jestem spokojna, czasami mam adhd i wściekam się tylko kiedy mnie coś boli, bo resztę da się olać. Czyli praktycznie codziennie jest jakaś buba, komuś się dostaje albo sama siebie biję XD

    ReplyDelete
    Replies
    1. omg XDDDDDD miałam wizje jak sama sobie przykładasz z liścia, ale może tego nie rób xddd? Ale weź, brakuje mi tego, żeby się wnerwić raz a porządnie - w zeszłym roku miałam taki stres na uczelni że myślałam że mnie rozniesie, ale nie umiałam go jakoś porządnie wyładować i jak wyszłam z ostatniego egzaminu to się poryczalam xd.

      Delete
  2. Ciesz się, że się nie potrafisz dobrze zdenerować, bo może to znaczyć, że np. nie masz problemu z hormonami. XD Ja 2 dni przed okresem rzucam gromy ze łzami w oczach xDDD

    ReplyDelete
    Replies
    1. Może XDDDDD Chociaż gorzej jak jest w drugą stronę D:

      Ja przed okresem oglądam tutoriale o malowaniu się *headdesks*

      Delete