Showing posts with label cats. Show all posts
Showing posts with label cats. Show all posts

Thursday, April 25, 2013

always do what you're afraid to do

While keeping this beautiful sentence in mind I decided to write a script. Yes, I know it's hard. Yes, I know I haven't had any creative writing classes in screenplay writing. And you know what? I-don't-care. Also, I am fully aware of a fact that I already have a great and lovely draft made by me&pućka just by my hand and it should probably be taken into consideration if I want to write anything. Though, I just have this strong feeling that my idea has to be written down. Also, there are so many lame ideas in this one that I rly should not be afraid that much. It is no serious deal anyway, just writing for fun.

Anyway, I do not want to spoil it much, but I am glad that I managed to create some nice characters for this - and I'm pretty impressed that I constructed the whole story while 2h long bus drive. Actually the more I think about a fabulous talk I had w/one of my friends lately about building heroines the more happy I am (that I did not screw it. At least I believe so). So, since this idea of a script came to me I am having hard days reading all the possible sources about script-writing - I also found some page w/popular scripts and drafts (and it is even more fun then reading about writing).

 At this particular moment I am working on dividing the whole story into scenes - it is very tricky but I read that a good way in which one may cope with that is to write them on small stick notes. That's a lot of work and it started to remain a police whiteboard, I mean like one of those they have on Castle.

Speaking about Castle:


I am SO happy that I found this book in a bookstore! And it's even in Polish! Now I can give it to my mom and auntie to read~. I have to write the translator a nice letter and boast her ego a little bit, so the rest of the series will soon come to the store's shelves. I did read this one already, but I enjoyed it so much I will definitely read it now, since I have some spare time.

Yup, I'm home for the long weekend already. Though it's not all doing nothing of course. I have some plans and I try to stick to them, like cleaning, helping around the house and cooking (omg today I made some chicken w/carrots and it was SO GOOD. I could have write the recipe down. Damn it.) Although, it did not bring any obstacles to sweet wasting my whole afternoon on walks around the house and playing with cats. I can't help it, they are so cute.

And for a fabulous closing, a song that can't go off my mind lately




Wednesday, January 2, 2013

Brakuje mi noworocznego mema


Poważnie. Dlatego też uznałam, że zamiast dobijać się memami, mogłabym pokusić się o pomniejszy skrót zdjęć zebranych z minionego roku.

STYCZEŃ : egzaminów czas. Ostatnio zajrzałam w swoje stare notatki z tego miesiąca. Napisałam tam coś w stylu; "Ponieważ wiem, że zajrzę tu za rok, uprzedzam, w tym roku na 100% skopię ci tyłek." Nie wiem, czy mogłam być bardziej dosłowna.

LUTY: mój biedny Subaru-komputer odmówił posłuszeństwa i został rozebrany do tzw.  PC-porn, czyli części pierwszych. Na szczęście udało się go w miarę szybko doprowadzić do porządku... niestety niedawno zepsuł się ostatecznie.
KWIECIEŃ: nie wierzę, ale nie mam żadnego zdjęcia z marca! Nawet na telefonie! Co gorsza, nie pamiętam, czym się wtedy zajmowałam... chociaż zważywszy na ówczesne zajęcie główne, to wiele wyjaśnia. Nie pamiętam też, żeby w kwietniu była tak ładna pogoda jak na tym zdjęciu.  

MAJ: praca dyplomowa. Nadal nie wierzę, że udało mi się ją napisać. Nie wierzę, że moja promotorka wytrzymała psychicznie poprawianie tych błędów przeokropnych. Jestem pełna podziwu, ale to pewnie nie ostatnia taka praca w moim życiu, tzn. przynajmniej taką mam nadzieję.

CZERWIEC: mam bardzo wiele zdjęć z czerwca, ale to chyba najlepiej oddaje ten miesiąc. Egzaminy,  obrona, licencjat, dużo nieprzespanych nocy, dużo stresu. Padoł łez i goryczy, czyli ostatnia sesja na byłej uczelni, ukończona idealnie z ostatnim dniem miesiąca, po którym nastąpiła szybka wyprowadzka... i kolejne egzaminy, tym razem na nowe studia (no, ale to już w lipcu).

LIPIEC: Budapeszt! Było wspaniale - spaliło nas Słońce, oblał nas węgierski deszcz, żarłyśmy węgiersko-polskie dania i  rozprawiałyśmy o niewiadomoczym przy wspaniałym węgierskim smakowym piwie, wyzyskując węgierską cierpliwość Angie do maksimum. W tym roku też musimy gdzieś pojechać.
SIERPIEŃ: w tym miesiącu odbyło się wesele mojego kuzyna,  więc bardzo miło wspominam ten miesiąc. Zdjęcie powyżej to naprawdę moje ulubione z całej tej imprezy. Właściwie nie realizowałam wtedy żadnych wielkich planów, więc generalnie cieszę się, że końcówka lata minęła spokojnie.
WRZESIEŃ: na całe szczęście był wyjątkowo spokojny. Ponadto, odwiedziły nas na dole Exia  i Ada (na zdjęciu).  Ponadto, wróciłam do robienia na drutach - co widać na focie (dumnie prezentuje różowo-niebieską apaszkę). Gah, teraz żałuję, że sobie nie kupiłam żadnej włóczki przez przerwę świąteczną, to miałabym jakąś robótkę w Krakowie :p.
PAŹDZIERNIK: w tym miesiącu czekała mnie przeprowadzka do zupełnie nowego miasta, na zupełnie nowe mieszkanie  by pójść na zupełnie nową uczelnię. Po trzech miesiącach tam dalej nie potrafię powiedzieć, czy na pewno dobrze wybrałam kierunek, ale kij z tym, po trzech latach na filologii zadawałam sobie to samo pytanie.
LISTOPAD: czyli akomodacji na nowych śmieciach ciąg dalszy.  Właściwie to nie narzekam, bo mieszkanie jest przefajne, plus cieszę się, że przy pućce mogę wymyślać różne głupie rzeczy w kuchni, typu ciasto z pseudo-Oreo. Plus, naprawdę miło mieć znajomych blisko. No, Kraków sam w sobie też ma kilka zalet, np. ładne autobusy, dużo zieleni i blisko do domu.
GRUDZIEŃ: właściwie to moje ulubione zdjęcie z tego miesiąca. Szkoda, że przerwa świąteczna już się kończy, bo co mi będzie się gnieździć w pudełkach, jak wrócę do Krakowa w tym tygodniu?

Co się nie zmieściło na zdjęciach, to pewnie to, że w tym roku wiele rzeczy robiłam po raz pierwszy, np. po raz pierwszy pisałam pracę naukową, po raz pierwszy byłam na musicalu, leciałam samolotem, czy miałam wolne dni na uczelni w ciągu tygodnia :P. Właściwie, to mam nadzieję, że w tym roku, też spotka mnie tyle miłych nowych rzeczy. No i mam nadzieję, że skopię sobie tyłek znowu, nawet na 200%. A właściwe, to definitywnie tak zrobię.

Na odchodne, kawałek który strasznie za mną chodzi od wczoraj.

Saturday, November 17, 2012

za dużo pomysłów, za mało rąk do pisania

Muszę powiedzieć jedną rzecz o pisaniu - jest strasznie wredną formą sztuki, bo tak jak pisałam w poprzedniej notce, jednocześnie pozwala się odprężyć, ale też zabiera nam cenne produktywne godziny, zasypując toną roszczeń wobec tego co już powstało, albo zupełnie bez ostrzeżeń rzucając pod palce najfajniejsze pomysły do spisania. Tak też było tym razem. 

Przyjechałam sobie do domu na weekend, spokój, ciepło, fryzjer. Słowem, utopia i warunki idealne do skończenia referatu. Bum! Nie ma pisania konstruktywnych rzeczy, bo przecież mam taką fajną historię do spisania, której dwa inicjatory leżą w pudełku pod  stertą papierów. Przez to wywróciła mi się: a) koncepcja pisania referatu (w skrócie: napiszę go w dwa dni, bo tak, wena ważniejsza) b) koncepcja napisania czegoś na Nanowrimo. 

Naprawdę cieszy mnie to pisanie dla pisania przez cały miesiąc, zostałam więc z dwiema świetnymi fabułami, z których jedna kwitnie mi jak kaktus w środku listopada, a druga... musi doczekać się chociaż krótkiego opowiadania, bo za bardzo polubiłam stworzone postaci.. albo inaczej, za bardzo polubiłam koncept tego, że i tak muszą zginąć. To znaczy, nie zginą tak od razu, ale będzie ciekawie. 

Szkoda, że już muszę wracać do Krk, bo kto mi będzie grzał kolana teraz? Panda zrobił się w tym mistrzem. Na zdjęciu udając chleb...


A tak go znalazłam wieczorem...
Podsumowując, pisanie wciągnęło mnie bardzo, bardzo, więc mam nadzieję, że jednak uda mi się od niego odciągnąć na najbliższych parę dni, a tym czasem idę załamywać moim bohaterom systemy wartości. Co za zabawa!