Thursday, April 12, 2012

pustelnia, anyone?

Mam genialny plan. Jest tak genialny, że rozsadza czaszkę i, jak to często powtarzam w odniesieniu do swoich genialnych pomysłów, przenosi krowy ponad wioskami. Najlepsze w nim jest to, że mogę go skrócić do prostego - rzucam to wszystko w ... nie dokończę co.

Ale po kolei. Na najbliższe dwa miesiące szykuje się już nawet nie biblijna apokalipsa ale prawdziwa wojna. Zaliczenia, teściki, egzaminiki, więcej egzaminików, praca dyplomowa, sranie w banie, licencjat, masa, masa papierkowej roboty i tony informacji, które jeszcze muszą przejść mi przez czaszkę. Dlatego najwyższą ambicją w tej chwili jest zebrać się do kupy, zgromadzić siły i pokazać tym miesiącom na co naprawdę mnie stać. Jedyny problem w tym, że : a) ani ja wypoczęta b) ani zmotywowana.

Dlatego uznałam, że pora postawić sobie sprawę jasno i wzorem pozostałych ustalić sobie jakąś nagrodę za nadchodzące dwa miesiące w przedsionku piekła. A więc czas zanim będę pić na parapetówie u Lucyfera a już po siekaninie kolegialno-uniwersyteckiej trzeba wypełnić ambitnym planem. W skrócie, oto i on:

Miejsce - jak najdalej, ale tak żeby nie meldować się co dwa dni, że żyję, przez co prawdopodobnie wyląduję we własnym pokoju ale trudno. Czas - zaraz po załatwieniu wszystkich niezbędnych formalności. Wymagania - wolne w pracy, od ludzi i generalnie pojętej cywilizacji (czyt. brak telefonu, Internetu, wszelkich dóbr tego typu). Planowane atrakcje - brak planów, poza dobrym żarciem. Cel - wyprać sobie mózg po uprzednim praniu środkami uczelnianymi.


No to teraz już byle do lipca~!

No comments:

Post a Comment