Monday, November 28, 2011

Duma i Uprzedzenie

Ostatnimi czasy mam wrażenie, że ludzie dużo lepiej ode mnie wiedzą czego chcę od życia: które decyzję podejmuję z jakich powodów, na co zamierzam wydać najbliższe pięćdziesiąt do stu dwudziestu złotych i dlaczego w takiej sytuacji a nie innej zachowam stoicki spokój, zamiast miotać się w panice i rozterkach. Ludzie uwielbiają osądzać, bo to stawia ich na wyższej pozycji niż osobę sądzoną, przynajmniej domyślnie. Jakie jest więc ich zdziwienie, kiedy nie spełniamy tych oczekiwań?

Przypomina mi się zeszłoroczny egzamin z literatury brytyjskiej. Cóż, trudno zapomnieć tak traumatyczne przeżycie jak porządna księga kser i notatek, które trzeba było wyryć sobie drukowanymi literami w świadomość. Nie twierdzę, że było to złe doświadczenie. Właściwie, w całkiem zgrabny, chociaż ciężki do strawienia sposób pozwoliło mi ono na spotkanie z gatunkiem bildungsroman.

Egzotycznie brzmiącą nazwę można rozszyfrować jako powieści o dorastaniu. W ten sposób otwieramy drzwi swoich domowych bibliotek (tudzież, jak w moim przypadku, przestrzeń dysku laptopa) na wielu autorów, takich jak Jane Austen, Charlotte Bronte, Defoe, Fielding czy Dickens. Wraz z wykreowanymi przez nich bohaterami odbywamy wędrówkę społecznego i moralnego dorastania, przedzierając się przez dżunglę powiązań towarzyskich i rodzinnych, obserwując zmagania postaci wobec obyczajów, dewiacji, intryg i wszystkich sytuacji, w które wpakują się wbrew lub wręcz wobec własnej woli.

Muszę przyznać, że rok temu mało mnie to obchodziło, poza faktem, że to dobra odpowiedź na pytanie egzaminacyjne, które brzmiałoby "Co możesz powiedzieć o bildungsroman?". Myślę, że gdyby to samo pytanie zadano mi w tym roku, odpowiedziałabym, "Niewiele, ale już rozumiem, dlaczego w ogóle wspomniano ten gatunek w programie z literatury. To znaczy, poza tym, że to ważny gatunek w historii literatury oznaczający powieść o dorastaniu. W ten sposób otwieramy drzwi..."

Ludzie po prostu lubią wiedzieć lepiej. Sama bynajmniej nie jestem tutaj żadnym wyjątkiem. Też mi się zdarza oceniać i trwać w jednym przeświadczeniu, w końcu jestem tylko człowiekiem, w dodatku dwudziestojedno letnim, jak 43% populacji. Oceny, sądy, zewsząd czyjeś opinie i przeświadczenia. Po prostu bildungsroman na żywo jak się patrzy!

Nie zrozumcie mnie źle, wcale nie uważam, że ściągam na siebie uwagę wielu osób. Właściwie jestem całkiem przeciętna, w dodatku średnio interesuje mnie życie towarzyskie. To znaczy, tyle na ile praca i nauka pozwala, ale jednak wolę swoje własne łóżko niż gorączkę sobotniej nocy. Zresztą, chmura bycia testowanym i ocenianym wisi nade mną chyba od chwili, kiedy Shahi zaczęła mi mówić "Test-girl".



Jeśli my sami jesteśmy bohaterami własnych bildungsroman, to jakie stworzymy dla siebie zakończenie tego etapu? Co właściwie następuje po takiej książce? Część druga "Tu-wpisz-nazwisko i Komnata Tajemnic"? Ponadto, praktycznie bez odpowiedzi pozostaje pytanie, jak duże tomisko sami już stworzyliśmy?

No comments:

Post a Comment